10 czerwca 2018

niedziela

Tak trudne są przebudzenia, tak trudno podnieść to czysto ziemskie ciało do pionu, aby dzień święty święcić... Jesteś zwykły chleb powszedni, patron chodzenia boso po trawie i koszuli rozpiętej na piersi, ze mnie także żadna myślicielka. Trzeba postąpić standardowo: ogolić się, zmyć ciężar nocy, opłukać twarz zmęczoną duchotą, wrzaskami pijackich mord, które drą się bez opamiętania. Papieros w korytarzu na pusty żołądek, kurz na bosych stopach. Jesteś zbyt szczupłym bochenkiem, zbyt szczupłym... Króliki ścierają sobie o nas zęby, gdy twardniejemy jak kamień. Jakim cudem nie topimy się w wannie?

Przestałam być biała, skandynawska, teraz chciałabym opalić skórę i nosić spódniczki, zanurzyć się w rzece, ale zawsze byłam daleka od tego, czego chcę, więc tak czy siak jestem daleka zawsze od wszystkiego, zawsze pomiędzy, zawsze setki mil za daleko, aż kręci się w głowie na myśl o tym, w jakiej skali musiałaby być mapa, żeby móc na niej połączyć mnie z dowolnym punktem, nie zużywając całej szpulki nici. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz