18 lipca 2019

czwartek



Pomimo wczesnej pory chciałabym zapaść już w sen. Najlepiej zimowy, długi, w najlepszym razie: wieczny, ale zamiast tego dane będzie przeżyć każdą sekundę w pełnej świadomości, w ostrym świetle laboratoryjnych lamp. Pod szkiełkiem. Nie wiem tylko, czy jestem laborantem, czy preparatem, wiem natomiast, że sekundy posiadają przeokrutną zdolność do rozciągania się w nieskończoność i że ilość możliwych do wyciągnięcia w tym czasie wniosków także jest nieskończona... Wysnuwam je więc na poczet spokoju umysłu, rozpoznania w sobie wroga. Zabawa trwa w najlepsze. Znów czytam po kilka stron na stojąco, odkładam jedną książkę po drugiej, nie jestem w stanie zagłębić się w niczym innym jak tylko w sobie, ale tylko błoto mam na podeszwach. Żadnych zachłystów, skarbów, żadnej sympatii dla tego stwora, który brudzi prześcieradło długopisem. Jednocześnie preparat i laborant. I życie odbywające się w ciszy.

Podobno mam wychudzone ramiona... Pod skórą odznaczają się kości mostka i moje dłonie często bezwiednie ku nim wędrują, badają nową strukturę ciała. Dobrze, że także ono się zmienia, skoro wszystko się zmienia. Poznajmy się na nowo.

"choć jestem - tak naprawdę nie ma mnie"... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz