5 sierpnia 2019

poniedziałek

Życie kadrami. Patrzeniem. Na kawowe krążki odbite na blacie. Na książkę, która mieści się w tylnej kieszeni spodni. Na dym zawieszony gęstą smugą w gorącym powietrzu. Na rożek księżyca widziany spomiędzy źdźbeł trawy. Jestem senna, leniwa, ciężka pomimo chudych, pustych kości. Stoję w słonecznej plamie i jedyne, co czuję, to ciepło rozlewające się irytująco po moich udach. Cichną we mnie wszystkie kalkulacje, plany, przewidywania, pytania... Zdejmuję ze ścian tabelki, grafy. Niczego już nie usiłuję rozgryźć. "Mogę patrzeć gdziekolwiek i mogę w ogóle nie patrzeć. Mogę myśleć o tym, co mnie czeka, i mogę o tym nie myśleć. Mogę dzielić czas na dni, godziny, miesiące lub lata. Najłatwiej jednak dzielić czas na jeden dzień. Żeby w tym dniu było ciepło, żebym się najadła, żebym trochę się umyła, żebym choć parę razy ruszyła dłutem albo pomyślała o tym dłucie. Mój czas jest podzielony ma krótkie odcinki, niczego nie umiem przewidzieć i zaplanować. Może się boję? Każde marzenie dotyczące czasu przyszłego jest wieszaniem zdarzeń na pajęczynie". Uderzenie kamieniem wygnało ze mnie człowieka, na jego miejscu przysiadło jakieś zwierzę, które nie potrafi myśleć samodzielnie. Myśli tym, co czyta. Więc jestem Strangą. Wiodę życie w kłębach dymu. Zaplatam nitki trzęsącymi się dłońmi.

I've been missing a long time
To know I had to move
I've been waiting my whole life
To know I wanted you...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz