5 sierpnia 2019

wtorek



Lata świetlne temu byłam przyszłą dziewczyną, przyszłą narzeczoną, przyszłą żoną. Teraz, o tej samej porze, jestem nikim, nocnym zjadaczem papryki, senną marą w scenerii wprost z horroru, która myśli o wariatach z siekierą wyskakujących z ciemności. Nikim więcej. Jeśli tobie serce nie drży tak samo, to nie wiem, nie wiem... Jeśli tobie serce nie drży, to powiedz, proszę, jak to zrobiłaś. Bo we mnie trzęsie się wszystko, całe ciało wstrząsane jest spazmem, ręce, plecy, muszę usiąść, muszę się wesprzeć, muszę otworzyć okno, zgasić światło. Muszę nie przyglądać się więcej linii twojej szczęki, dłoniom. Ten rodzaj umierania jest chyba najgorszy - bez wybuchu, lawiny, która pochłania wszystko na swojej drodze. W łagodnej ciszy. W przytłumionym świetle. "Płowiejąc". Umieranie za życia, umieranie w żywym ciele. Umieranie, gdy się wchodzi przez drzwi, siada, patrzy na ludzi, którzy mówią jeden przez drugiego, gdy się wstaje i odchodzi. I niesie się tę śmierć w żywych krokach, a każdy z nich prowadzi głębiej w martwotę. Umieram idąc. Umieram z czołem wspartym na dłoniach.
Ćmy plączą się między palcami, łaskoczą skórę. Odganiam je łagodnym, cierpliwym ruchem.
Więc tak to wygląda... W takim razie jedyne, co mogę zrobić, to znów zapalić. I przestać wpatrywać się w ciemność za drzwiami, i przestać się modlić, byś z tej ciemności przyszła do mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz